You are currently viewing Przebudzenie – cz. 2

Przebudzenie – cz. 2

Przeszła przez wydmę i jej oczom ukazała się błękitna przestrzeń. Spojrzała w prawo i zobaczyła… dwa piękne białe łabędzie, które pływały tuż przy brzegu. Nie wiedziała dlaczego, ale ten widok ją ogromnie zdziwił. Łabędzie wyglądały jak małe łódki dryfujące po jeziorze. Morze było dziś bardzo spokojne, woda prawie stała, fale delikatnie wciskały się w ląd. To dlatego nie słyszała ich szumu. Nie mogła sobie przypomnieć, czy kiedy tu bywała widziała tak spokojny Bałtyk jak dziś. Zazwyczaj było dość wietrznie a fale dość silne.

Stała przez chwilę i patrzyła na te wyjątkowe ptaki. Jej wzrok sięgał daleko, nie potrafiła określić widnokręgu, gdyż  kolor nieba i morza był identyczny. Zauważyła, że jej oddech się wyrównuje, a rytm serca spowalnia, zaczęła się wewnętrznie uspakajać. W jej głowie cały czas odbywała się gonitwa myśli, którą można by porównać do wyścigów samochodowych podczas rajdu Monte Carlo. 

Postanowiła, że nie będzie nikomu mówiła, gdzie jest. Musiała ochłonąć i zastanowić się, czego tak naprawdę chce od życia, od siebie. Nikomu też wcześniej nie powiedziała, że kupiła domek nad morzem. Od samego początku miał on być oazą spokoju i miejscem ucieczki od codzienności.

Zostawiła łabędzie w spokoju i poszła w drugim kierunku. Szła powoli patrząc przed siebie, czuła chłód od wody, a w powietrzu unosił się delikatny zapach wilgoci. Tak jak przypuszczała, nie było tu nikogo. Cała plaża należała do niej, tylko do niej. Nagle do głowy wpadł jej pomysł, szalony pomysł, jak na tak poukładaną osobę, która mocno trzymała się utartych przez życie schematów. Ściągnęła swoje śniegowce, skarpetki włożyła do środka, podwinęła niebieskie jeansy, wykrzyknęła: Oooo – i weszła do wody.

Zdziwiła się! Ta woda nie była tak zimna jak zakładała. Wzięła kilka głębokich wdechów i wydechów, aby uspokoić galopujące w tym momencie serce. Fale delikatnie uderzały o jej chude i blade łydki. Stopy zapadały się w beżowym i grubym piasku. Czasami było jej ciężko wyciągnąć nogę bo piasek miejscami wciągał ją jak bagno. Nie czuła zimna, musiała tylko uważać, aby fale nie zmoczyły spodni. Nie wiedziała jak zniesie uczycie mokrych jeansów bo przecież nie był to ciepły letni poranek, tylko zimowy!

Po jej policzkach zaczęły płynąć słone łzy, coś w niej pękło. Nie był to dziki szloch, tylko delikatny, oczyszczający płacz. Nie pamiętała kiedy ostatni raz płakała. Była wychowywana przez mamę i ojczyma, który nie wyrażała emocji i jej również na to nie pozwalał. Gdy płakała z jakiegoś powodu i tuliła się do mamy, on za każdym razem mówił: „Znowu się mażesz?!” Mama zawsze się wtedy z nim kłóciła. Powtarzała, że nie może być w stosunku do mnie taki bezduszny. Amélie nie chciała być powodem tych okropnych kłótni i płakała tylko wtedy, kiedy nikt nie widział. 

Teraz też jej nikt nie widział! 

Amélie nigdy nie czuła się tak…

Dodaj komentarz